Rozrywka

To jego losy posłużyły za ilustrację przygód Franciszka Dolasa. Burzliwe losy Polaków na Bałkanach w czasie II wojny światowej

Chińskie przysłowie, które sprawdza się jako przekleństwo, mówi: obyś żył w ciekawych czasach. I w takich czasach przyszło żyć prof. Marianowi Djordje Błażejczykowi (1922-2011). Jego wojennym i powojennym życiorysem można obdzielić kilka osób. Jugosłowiańska epopeja mogłaby być fabułą przykuwającego do fotelu filmu fabularnego. Wspomnienia prof. Błażejczyka są uzupełnieniem kolejnego elementu w epopei polskiego żołnierza czasów II wojny światowej.

Wszyscy doskonale pamiętają perypetie Franka Dolasa z filmu „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”, rozgrywające się na Bałkanach. Niewielu jednak zdaje sobie sprawę, że fragment ten osnuty jest na prawdziwych przeżyciach naszych rodaków, którzy trafili do Jugosławii i tam, często uciekłszy z obozów, toczyli walkę o wolną Polskę. Marian Błażejczyk został początkowo wywieziony na przymusowe roboty do Niemiec, później trafił do obozu pracy w Jugosławii, uciekł stamtąd i wstąpił do Jugosłowiańskich Wojsk w Ojczyźnie, zostając czetnikiem.

Burzliwy czas II wojny światowej obfitował na Bałkanach w szczególnie brutalne i krwawe epizody. W grę wchodziły nie tylko potyczki z okupantem, ale także walki narodowe i ideologiczne, jak choćby z komunistyczną partyzantką, która kolaborowała z Niemcami, czy Albańczykami. W wydarzeniach przedstawionych z perspektywy królewskiego czetnika brało udział wielu naszych rodaków, a fakt ten wciąż jest mało znany. Te barwne, niekiedy wstrząsające, unikatowe zapiski stanowią niezwykle ciekawy dokument swoich czasów, czasem bardzo brutalny.

W 1944 roku Marian Błażejczyk postanowił wraz z kilkoma innymi Polakami wrócić do Polski. Po dotarciu do Lublina wstąpił w szeregi armii Berlinga i swój szlak bojowy zakończył w Berlinie.
Tę arcyciekawą autobiografię – zdumiewający epizod powikłanych polskich losów – uzupełniono o przypisy ułatwiające lepsze zrozumienie historii „bałkańskiego kotła”. Nie jest ona łatwa, gdyż pozostaje obciążona zadawnionymi konfliktami, o czym co pewien czas przypomina w sposób morderczy i bezlitosny.

Fragment rozdziału Chorwaccy ustasze

Okrążyli nas. Zobaczyliśmy, że są dziwnie ubrani w stroje niewojskowe, takie góralskie kurtki. Zobaczyłem, że jeden miał trochę rozpiętą, z czerwoną podszewką. Nosił jednakowe, brązowe ubrania z takiego samodziału, ale wszyscy mieli na sobie niemieckie pasy wojskowe, z tą charakterystyczną sprzączką i wytłoczonym na niej hasłem „Gott mit uns” (Bóg z nami). Za pasem pozatykane niemieckie granaty, te z trzonkami drewnianymi „handgranaten” i niemieckie „mausery” oraz ładownice na amunicję. Zaczęli na nas strasznie krzyczeć i wszystkich bić kolbami karabinów. Spędzili nas w gromadkę i ustawili pod ścianą dworca. Niczego z tego, co mówili, nie mogliśmy zrozumieć. Kiedy zaczęliśmy wyrażać radość, że to partyzanci, zaprzeczali gwałtownie, że nie, nie są partyzantami. Byliśmy zdumieni, nie wiedząc, kim oni są. Jeden z nich krzyczał, żeby coś pokazać. Sądziłem, że to może dokumenty, wyjąłem legitymację gimnazjalną, którą miałem przy sobie. Ale nie, nie to. Inny podszedł do mnie i swój strasznie wielki, brudny palec włożył mi w usta. Zaglądając na prawo i na lewo, śmiał się pokazując takie obcęgi. Były to pierwsze słowa, które zrozumiałem: „Ja sam zubar, leczim zube”. Zrozumiałem, że on leczy zęby. Nie rozumiałem jednak, jak to może być lekarz z taką brudną łapą i obcęgami do wyciągania gwoździ, a nie zębów. Kiedy odszedł do kogoś innego, splunąłem, bo trudno było po tym brudnym palcu zachować się inaczej. Za to następny zdzielił mnie kolbą w usta z lewej strony i, jak się okazało, wybił mi trzy zęby. Niezupełnie wypadły, ale jeden usunięto mi nazajutrz w Belgradzie, a dwa następne kilka tygodni później. Ten, który krzyczał „pokaži balalu”, wreszcie rozpiął spodnie i pokazał sam, co my mamy pokazać jemu. Tak więc zrozumieliśmy, że oni wzięli nas za Żydów. Ale rzeczywiście mój kolega Stanisław Rastawicki z Warszawy miał czarne, kręcone włosy – wypisz wymaluj z wyglądu Żyd. Inny kolega, Janek Wąwoźny, też był właściwie ciemnowłosy. Byłem w tej grupie jedynym blondynem i to też ciemnym blondynem. Stąd wzięli nas za Żydów. No więc krzyczymy, że jesteśmy katolicy, Polacy. Nie zrozumieli co to „Polacy”, ale zrozumieli słowo „katolicy”. Wtedy przestali nas bić, ale już wszyscy krwawili i to przeważnie z głów, z nosów. Jednemu krew leciała z uszu. Wszystkich nas strasznie pobili, tak że nie wszyscy staliśmy. Dwóch się oparło, siedziało opartych o ścianę. Mówią: „Katolici, to se prekriżite” (Katolicy, to się przeżegnajcie). I to zrozumieliśmy, bo pokazywali, żeby się przeżegnać. No to każdy z nas się przeżegnał, mówiąc wyraźnie: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen”. Zobaczyli, że żegnamy się prawidłowo. Mówili więc: „Dobrze, jeśli katolicy, to powiedzcie »Ojcze nasz«”. No to wszyscy razem mówimy, wyciągając w międzyczasie medaliki. Rozpinamy pod brodą koszule i wyjmujemy krzyżyki. Na szczęście każdy miał. Wszyscy byli wierzący i każdy miał krzyżyk na łańcuszku albo sznureczku. No więc przestali nas bić i zaczęli obcałowywać: „Braćo katolici” itd. Zrozumieliśmy, że „braćo” to „bracia”. Język podobny do polskiego. Jak się okazało, pomylili się. Ten, który wybił mi te zęby, wyciągnął z kieszeni kilka zębów w złotych koronach i wsunął do mojej kieszeni. Później je wyrzuciłem z obrzydzeniem, bo strasznie śmierdziały, gdyż powyciągał je gdzieś ludziom. Pokazywał mi, że wyciągał te złote zęby tymi obcęgami. Ja byłem młodym chłopcem i nie miałem żadnych złotych zębów. Nikt więc żadnego nam nie wyrwał, skoro nie mieliśmy złotych koron. Wybito nam natomiast wiele zdrowych zębów. Nasi prześladowcy, a teraz już „bracia”, zaprowadzili nas do swego oddalonego o kilkadziesiąt metrów lokum w postaci bunkrów wkopanych w burtę toru kolejowego.

Źródło: Wydawnictwo REPLIKA Autor:
Fot. Wydawnictwo REPLIKA
Komentarze pod artykułami zostały tymczasowo wyłączone i zostaną przywrócone po zakończeniu obowiązywania ciszy wyborczej.

Polecane artykuły

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij