Świat

Donald Trump zdradził kiedy odda władzę

Donald Trump w rozmowie z dziennikarzami zapewnił, że jego sądowa walka o wyjaśnienie licznych „cudów nad urnami” trwa nadal. Zdradził jednak kiedy – w razie braku jej efektów – odda władze Bidenowi.

Tegoroczne wybory prezydenckie były wyjątkowe z powodu pandemii koronawirusa, przez co oddano absolutnie rekordową ilość głosów korespondencyjnych. Trump na długo przed wyborami ostrzegał, że mocne naleganie lewicy na głosowanie korespondencyjne może świadczyć o tym, że przygotowują się oni do oszustwa wyborczego. Po wyborach wiele wskazuje, że mógł mieć rację. Liczba incydentów wyborczych które wyszły na jaw jest bowiem zatrważająca. Najczęściej zgłaszano to, że republikańscy mężowie zaufania nie byli dopuszczani do liczenia głosów, pojawiły się również doniesienia o maszynach liczących głosy, które zaliczały te oddane na Trumpa Bidenowi, wysyłaniu więcej niż jednej karty do głosowania korespondencyjnego do jednego wyborcy czy też gubienia paczek z głosami.

Trump jak na razie, ku wściekłości lewicy, nie przyznał, że Biden wygrał. Zamiast tego jego prawnicy pod wodzą legendarnego burmistrza Nowego Jorku Rudiego Giulianiego walczą o to, aby wszystkie te wątpliwości zostały wyjaśnione. W czwartek po telekonferencji z żołnierzami z okazji Święta Dziękczynienia prezydent po raz kolejny podkreślił, że te wybory to było „masowe oszustwo” i obiecał, że nadal będzie walczył w sądach o prawdę. Podkreślił, że do 20 stycznia – dniu inauguracji nowego prezydenta – może zdarzyć się jeszcze wiele rzeczy.

Amerykański prezydent zdradził jednak, że w razie porażki w sądach odda władzę kiedy Kolegium Elektorskie zagłosuje na Bidena. Głosowania te odbywają się w poszczególnych stanach w różnym terminie ale nie wcześniej niż 14 grudnia. Następnie wyniki tych głosowań trafiają do przewodniczącego Senatu najpóźniej do 23 grudnia. Ogłaszane są 6 stycznia na wspólnej sesji Kongresu – Trump prawdopodobnie miał na myśli właśnie tą datę.

W teorii elektorzy wcale nie muszą zagłosować na Bidena. Tylko w kilku stanach głos oddany przez elektora na innego kandydata jest nieważny, w innych grozi za to jedynie niezbyt dotkliwa kara np. grzywny. Szanse na to, że elektorzy zmienią wynik głosowania są jednak skrajnie małe. Tak zwani „niewierni elektorzy” są w amerykańskim systemie politycznym co najwyżej ciekawostką, nigdy ich głosy nie wpłynęły na wynik wyborów. Sami elektorzy są również wyznaczani przez sztab kandydata – jest skrajnie nieprawdopodobne, aby ludzie wyznaczeni przez Bidena mieli zagłosować na Trumpa nawet w wypadku wątpliwości o uczciwość procesu wyborczego.

Trump został również zapytany o to czy w razie porażki zamierza wystartować w wyborach 2024. Odmówił jasnej odpowiedzi na to pytanie twierdząc, że na razie jest na nią za wcześnie. Jeśli się na to zdecyduje, to będzie miał wtedy 78 lat – tyle samo ile Biden ma teraz. Większość komentatorów uważa jednak, że zamiast startować po raz drugi osobiście Trump będzie wspierał w wyścigu do Białego Domu któreś ze swoich dzieci, najprawdopodobniej Ivankę albo Dona Juniora, tym samym zapoczątkowując kolejny w USA polityczny klan.

Źródło: Stefczyk.info za DW.com, AP Autor: Wiktor Młynarz
Fot.

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij