W Stanach Zjednoczonych coraz większy rozgłos zyskuje sprawa wycieku e-maili Huntera Bidena, syna kandydata Demokratów na prezydenta, które potwierdzają doniesienia o udziale byłego wiceprezydenta w procederze korupcyjnym. Ciężko jednak dowiedzieć się o tym za pośrednictwem Twittera czy Facebooka – portale skutecznie blokują publikowanie linków przenoszących do artykułów opisujących całą sprawę. Zablokowano nawet wpis rzecznik prasowej Białego Domu Kayleigh McEnan, komentujący całą sytuację.
Joe Biden od samego początku zaprzeczał, aby miał jakikolwiek związek ani z tą sprawa, ani także z samą spółką Burisma Holdings. Tymczasem z maili jego syna możemy się dowiedzieć, że polityk nie tylko spotykał się z jej przedstawicielami, ale także otrzymać blisko 900 tysięcy dolarów za lobbowanie na jej korzyść.
Sprawa wywołała gigantyczną aferę w Stanach Zjednoczonych, jednak na próżno szukać zbyt wielu informacji za pośrednictwem Twittera. Portal blokuje linki przenoszące do artykułów “New York Post” opisujących całą sprawę, a także prezentujących zdjęcia przedstawiające treść maili Huntera Bidena czy też jego samego palącego m.in. crack. Wszelkie próby publikacji takich materiałów kończą się niepowodzeniem – serwis informuje nas jedynie, że “coś poszło nie tak”. Linków nie można nawet wysłać w prywatnych wiadomościach. Podobną praktykę przyjął również Facebook, o czym otwarcie przyznał odpowiedzialny za politykę komunikacyjną portalu Andy Stone.
To jednak nie koniec. Oficjalne konto rzecznik prasowej Białego Domu Kayleigh McEnan zostało zablokowane przez Twittera po wpisie kobiety, w którym sprzeciwiła się cenzurze narzuconej przez media społecznościowe, uznając przy tym, iż jest to “nie po amerykańsku”.