Niemiecki Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (BfV) uznał eko-aktywistów z organizacji Ende Gelande za lewicowych ekstremistów. Związki z tą organizacją mieli aktywiści protestujący w Puszczy Białowieskiej.
Ende Gelande (w wolnym tłumaczeniu Tu i ani kroku dalej) to założona w 2015 roku inicjatywa, która postawiła sobie za cel walkę z węglem. Jej członkowie zasłynęli organizowaniem protestów w niemieckich kopalniach węgla brunatnego i elektrowniach węglowych. Szczególnie głośno zrobiło się o ich proteście w kopalni Hambach, w którym wzięło udział ok. 3 tysiące aktywistów. Do jego pacyfikacji Niemcy wysłali 75 radiowozów, samochód opancerzony i policyjny śmigłowiec.
BfV czyli niemiecki cywilny kontrwywiad w swoim raporcie uznał, że eko-aktywiści z Ende Gelange to tak naprawdę lewicowi ekstremiści. W raporcie z 19 maja jego analitycy stwierdzili, że ta grupa „co najmniej aprobuje użycie siły” w celu wymuszenia realizacji swoich postulatów. W raporcie podkreślono również, że ich cele wykraczają poza deklarowaną publicznie chęć walki z klimatem.
Warto tutaj dodać, że Ende Gelange miała związek z Polską. Jak informowała jakiś czas temu Gazeta Wyborcza w ten ruch zaangażowani byli również polscy aktywiści którzy protestowali w Puszczy Białowieskiej i Puszczy Kampinowskiej.
Zakwalifikowanie eko-aktywistów jako „lewicowych ekstremistów” nie spodobało się niektórym niemieckim środowiskom politycznym. Zaprotestowała przeciwko temu m.in. partia Zieloni i młodzieżówka Socjaldemokratycznej Partii Niemiec, które uważają, że takie postawienie sprawy utrudni BfV skuteczną walkę z prawicowym ekstremizmem.