Wiadomości gospodarcze z kraju i świata

Zatrudnieni przez polskiego giganta z branży odzieżowej narzekają, że pracodawca nie chce się zgodzić na pracę zdalną. Zainterweniowaliśmy

Pracownicy firmy LPP (właściciela marek Reserved, House, Cropp, Mohito i Sinsay), która ma swoją centralę w Gdańsku skarżą się, iż ich przełożeni nie zgadzają się na pracę zdalną w czasie zagrożenia epidemicznego. „Siedzimy po kilkanaście osób w pomieszczeniach” – pisali i prosili media o interwencję. Błyskawicznie zajęliśmy się tematem i zainterweniowaliśmy w tej sprawie.

Przypomnijmy, zgodnie z rozporządzeniem szefa resortu zdrowia Łukasza Szumowskiego, od czwartku 12 marca wydano w Polsce rozporządzenie dotyczące wprowadzenia stanu zagrożenia epidemicznego w związku z pandemią COVID-19, spowodowaną przez koronawirusa SARS-CoV-2. Na konferencji prasowej minister zdrowia mówił o ogłoszonej przez WHO pandemii i wśród wielu zaleceń wspomniał, że najlepszym i najbezpieczniejszym obecnie wyjściem jest praca zdalna. “Rekomenduję, żeby w miarę możliwości pracownicy pracowali zdalnie” – powiedział. “Oczywiście nie ma w tej chwili zakazu” – zaznaczył. Zaapelował również do przedsiębiorców o wyrozumiałość dla pracowników.

Ograniczenie kontaktów między ludźmi odgrywa kluczową rolę w szybkości rozprzestrzenią się wirusów w populacji. Pomoże opóźnić rozprzestrzenianie się wirusa, dzięki czemu więcej osób zakażonych będzie mogło otrzymać pomoc i wrócić do zdrowia – tłumaczył w wywiadzie cytowanym przez liczne media dr Rafał Mostowy z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Niemal wszyscy eksperci, epidemiolodzy i lekarze mówią wprost, że najlepszym sposobem walki z epidemią jest zminimalizowanie kontaktów między ludźmi. To do tego nakłania akcja #zostańwdomu, w którą włączyło się wielu aktorów, sportowców, dziennikarzy i celebrytów.

Niestety, nie wszyscy pracodawcy podeszli do tematu z dużym zrozumieniem, a przestraszeni o zdrowie swoich bliskich pracownicy szukali pomocy w mediach. Na jednym z lokalnych portali pojawił się wpis pracownika LPP: „Przełożeni nie zgadzają się na pracę zdalną, siedzimy po kilkanaście osób w pomieszczeniach. Może presja mediów pomoże.” W innym miejscu pracownicy polskiego giganta w branży odzieżowej alarmowali, że choć „ większość pracowników ma możliwość pracy z domu, każdy ma swojego laptopa i pracował już wielokrotnie z domu w przeszłości”, to pracodawca nie zgadza się na pracę zdalną. Firma, zgodnie z relacjami pracowników, „postanowiła zablokować całkowicie możliwość pracy z domu, co naraża na zarażenie się ponad 300 osób pracujących w jednym budynku”. “W moim zespole obok siebie pracuje ponad 50 osób w jednym pomieszczeniu!” – alarmowali zatrudnieni w LPP.

Czy faktycznie jest aż tak źle? Sprawdziliśmy te niepokojące sygnały i skontaktowaliśmy się z pracownikami LPP. Chcieliśmy potwierdzić, czy ich obawy są uzasadnione. Jednocześnie wykazywaliśmy zrozumienie dla pracodawców, bo z powodu pandemii już teraz widać, że ogromne straty czekają branżę turystyczną, gastronomiczną i właśnie odzieżową. Nie jest tajemnicą, że zerwane łańcuchy dostaw uderzą w sektor produkcyjny. Dlatego konieczne jest wypracowanie mądrego kompromisu, który pozwoli na zachowanie relatywnie niskich strat pracodawców i jednocześnie zapewni pełne możliwe bezpieczeństwo pracownikom.

Jak udało nam się ustalić, chwilę po przesłaniu przez nas pytań do działu prasowego LPP, do pracowników wpłynął e-mail informujący o możliwości pracy zdalnej. Ta niezwykła zbieżność mogła być oczywiście przypadkowa, ale nie poprzestaliśmy na pierwszej interwencji, po której otrzymaliśmy dość ogólnikowy komunikat, który zapewniał, iż „w związku z dynamicznie zmieniającą się sytuacją i rosnącą skalą zagrożenia wirusem COVID-19 zarząd firmy LPP wprowadził szereg działań mających na celu zapewnienie bezpieczeństwa i ochronę zdrowia pracowników firmy”.

LPP zapewniło też, że w związku zagrożeniem epidemicznym, „(…) we wszystkich biurach centrali firmy wprowadzone zostały już zasady umożliwiające organizowanie przez kierowników poszczególnych zespołów pracy zdalnej”. Firma przyznała, że w czasie „skomplikowanej sytuacji w kraju” podejmuje „wszelkie działania mające na celu utrzymanie ciągłości procesów biznesowych niezależnie z jakiego miejsca praca jest wykonywana”. Chodzi o ogromną liczbę ludzi, bo LPP zatrudnia aż 25,000 pracowników.

Wiele z tych osób pracuje w biurach, które zorganizowano na zasadzie „open space office”, czyli takich, w których biurka pracowników poustawiane są w jednej dużej przestrzeni, bez podziału na oddzielne pokoje czy gabinety. Oczywiście nietrudno sobie wyobrazić, że w takich miejscach wyjątkowo łatwo o szerzenie wirusa. Jednocześnie firma LPP tłumaczy, że taka organizacja pracy uzależniona jest zarówno od „specyfiki powierzchni biurowej w danej lokalizacji”, ale także od „modelu pracy zróżnicowanych strukturalnie i zadaniowo zespołów w ramach konkretnego działu”.

To oczywiście pracodawca decyduje o sposobie i charakterze pracy wykonywanej w należącej do niego firmie, ale z pewnością pracowników nie uspokajają wysyłane do nich komunikaty o tym, że firma ma problem… ze zdobyciem termometrów do mierzenia temperatury. Z naszych informacji wynika, iż od poniedziałku taka procedura miała być wdrożona we wszystkich lokalizacjach, ale nie wszędzie procedury zadziałały już na początku tygodnia. Brakowało termometrów, maseczek, rękawiczek… bo to wszystko towary deficytowe. Ostatecznie sprawę udało się rozwiązać, ale wiele problemów wciąż istnieje i niestety ludzie nie czują się w sytuacji zagrożenia epidemicznego bezpiecznie.

LPP przyznaje, że w związku z trudną sytuacją w firmie powołano wewnętrzny sztab kryzysowy. Jednym z efektów jego pracy jest to, iż „od początku bieżącego tygodnia w biurach centrali firmy istnieje możliwość organizacji pracy w formie zdalnej”. Obecnie taką metodę pracy stosuje „od 30 do 70% pracowników poszczególnych zespołów”. Cześć osób zdecydowała się też skorzystać z zasiłków opiekuńczych, jest też spora grupa osób na dłuższych zwolnieniach lekarskich. Trudno się dziwić, bo ludzie obawiają się o zdrowie swoje i swoich najbliższych. Wiedzą też, że najbezpieczniejsi będą wówczas, jeśli zminimalizują ryzyko kontaktu z osobami zarażonymi wirusem. 

Epidemia koronawirusa jest ogromnym wyzwaniem dla pracodawcy, który zatrudniając 25 tysięcy osób musi każdemu zapewnić bezpieczeństwo dbając jednocześnie o to, by firma przetrwała w czasie kryzysu. Właściciele firm muszą jednak pamiętać, że najważniejsze dla nich powinno być zdrowie pracowników, bo inaczej ekonomiczne straty będą najmniejszym z ich problemów.

Źródło: Stefczyk.info Autor: Artur Ceyrowski
Fot. Pixabay

Polecane artykuły

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij