Publicystyka

Zdecydowany przekaz działaczy pro-life. “Aborcja to morderstwo i trzeba o tym fakcie uświadamiać”

Obrońcy życia kolejny raz musieli się zmierzyć w sądzie z przedstawicielami środowisk, którym ich działalność przeszkadza. Przed wejherowskim sądem rejonowym członkowie “Fundacji Pro – prawo do życia” będą bronili swoich racji w kontekście głośnej kampanii Stop Aborcji.

Spór dotyczący prawa do aborcji od kilku lat jest jedną z najgłośniejszych spraw w polskiej przestrzeni publicznej. Obrońcy życia niejednokrotnie byli atakowani przez przeróżne środowiska związane z ruchem proaborcyjnym, które starają się unikać tematyki zabijania nienarodzonych dzieci, broniąc się względami tzw. “wolnego wyboru”. Jedyną z odsłon “konfliktu” między  stronami stała się głośna i mocna kampania reklamowa pod hasłem “Stop aborcji”, którą lewicowi aktywiści regularnie zgłaszają organom ścigania jako “gorszącą”.

Zdecydowana większość tego typu spraw jest umarzana na etapie postępowania przygotowawczego. Zdarza się jednak, że część z nich trafia do sądu. Jedno z takich postępowań toczy się właśnie w wejherowskim sądzie rejonowym, gdzie oskarżony działacz “Fundacji Pro – prawo do życia”, przy współpracy z prawnikami Ordo Iuris, bronił się przed zarzutami o popełnieniu wykroczenia przeciwko obyczajowości. Do procesu jednak nie doszło z uwagi na względy techniczne dotyczące wniosku o umorzenie postępowania,  w związku z czym kolejne posiedzenie zostało wyznaczone na dzień 6 lutego.

Meritum sprawy dotyczyło sytuacji, jaka miała miejsce w Redzie na początku maja 2018 roku, gdzie proliferzy stali z antyaborcyjnymi banerami na trasie wylotowej w kierunku Władysławowa. Sprawę na policję zgłosiła przejeżdżająca tą drogą kobieta, którą zdenerwowali działacze pro life.

– Jak każdy obywatel mam prawo do tego, żeby nie widzieć takich rzeczy w przestrzeni publicznej – tłumaczyła. – Tutaj nie chodzi o to, czy popieram aborcję czy też nie. Tutaj chodzi o wolny wybór – kontynuowała, twierdząc że dla działaczy pro-life cała sytuacja jest swego rodzaju “zabawą”.

Jak jednak zapewniają członkowie “Fundacji Pro-prawo do życia”, Sylwester Tajl (obwiniony) oraz Maciej Wiewiórka, daleko im od ocenienia całej sprawy jako tematu do “zabawy”. Mężczyźni mówią zgodnie, że pomimo tego, iż podobne pikiety odbywają się niemal codziennie, sprawy takie jak ta tocząca się w wejherowskim sądzie zdarzają się raz na dwa miesiące. Pomimo uczestnictwa w blisko 300 antyaborcyjnych akcjach w ciągu ostatnich 10 miesięcy, przed obliczem wymiaru sprawiedliwości stanęli jedynie 2-3 razy.

 Sylwester Tajl odniósł się także do argumentu drugiej strony odnoszący się do “narażenia dzieci na nieprzyjemne widoki”:

– Nie wszystkie dzieci były narażone, bo część z nich została zamordowana, o czym informujemy na naszych banerach – mówił mężczyzna – Banery mogłyby jedynie urazić dzieciobójców.

Do sprawy odniósł się także Maciej Wiewiórka, działacz “Fundacji Pro”, który pełni role koordynatora regionalnego stowarzyszenia na północy Polski. Mężczyzna przypomniał, że przez wiele lat takie sprawy nie były zgłaszane do momentu powstania skrajnie lewicowych organizacji i mediów “budujących swój wizerunek na zgłaszaniu i nagłaśnianiu antyaborcyjnych wystaw”.

– Takie sprawy jak nasze są zazwyczaj zgłaszane przez ludzi związanych z tym środowiskiem, którzy tym pseudo-zgorszeniem naszymi działaniami tak naprawdę chcą sprawić, abyśmy nie mogli walczyć z aborcja – mówił Wiewiórka.

 – Społeczeństwo musi być uświadamiane czym jest aborcja i jakie niesie ze sobą konsekwencje. A jest to nic innego jako mordowanie niewinnych istot i dopóki w Polsce jest to legalne, tak długo będziemy ten problem nagłaśniać – dodawał mężczyzna.

Działacz nie ukrywał zdziwienia postępowaniem policji, która mając do dyspozycji ogromną liczbę orzecznictw dotyczących podobnych spraw, gdzie sądy w zdecydowanej większości postępowań uniewinniały obrońców życia albo procedurę umarzały, zdecydowała o przekazaniu sprawy do Sądu Rejonowego w Wejherowie. Maciej Wiewiórka uznał, że policja takim zachowaniem robi z siebie organ ułatwiający “zasypywanie” stowarzyszeń pro-life podobnymi wnioskami o ukaranie bez ponoszenia własnych kosztów. Co więcej, rzecznik komendy w Rumi miał wydać oświadczenie o zgłaszanie podobnych spraw, które będą stopniowo zgłaszane do sądu.

– Takie komunikaty są tylko po to, aby utrudniać życie oraz zachęcać do wydawania bezpodstawnych orzeczeń. Nie wiem czy jest to budowanie jakiś statystyk czy zasypywanie nas przesłuchaniami, ale takie zdarzenia nie powinny mieć miejsca (…) Uznaje to za swego rodzaju prześladowanie nas w naszej działalności – mówił mężczyzna. Zarówno on, jak i pełnomocnik obwinionego, Tomasz Złoch, są pewni zwycięstwa w tej sprawie. Wskazują oni na dziesiątki podobnych postępowań, w których linia orzecznicza jest w wielu miejscach zgodna, gdzie sądy wyrażają zgodę na stosowanie banerów antyaborcyjnych przedstawiające skutki medycznego przerywania ciąży.

W naszej linii obrony wskazujemy na prawo do swobody wypowiedzi. Normalną rzeczą jest to, że przy swobodzie wypowiedzi używa się czasem drastycznych form wypowiedzi szczególnie w sprawach istotnych społecznie, a taką jest właśnie temat aborcji – zapewniał mecenas.

Sylwester Taj oraz Maciej Wiewiórka zapewniają, że postępowania sądowe nie są w stanie zniechęcić ich do prowadzenia dalszej działalności mającej uświadamiać ludzi w tematyce aborcji. Nawet w przypadku nieprzychylnego wyroku sądu będą kontynuowali swój “moralny obowiązek”. Wpływu na ich zachowanie nie mają także akty wandalizmu wystosowane przeciwko wozom z plakatami antyaborcyjnymi, polegające na zamazywaniu ich treści, a nie w niektórych rejonach Polski nawet i do niszczenia pojazdów.

– Takie działania wynikają ze strachu i jednocześnie pokazują, że to co robimy, jest skuteczne, skoro ze strony lewicy zdarzają się takie reakcje. 

Źródło: Stefczyk.info Autor: JD
Fot. JD

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij