Najnowsze wiadomości ze świata

Ta wojna jest czarną plamą w historii USA. Po 117 latach Amerykanie oddają skradziony łup wojenny

Ministerstwo Obrony Filipin poinformowało, że w Manilii wylądował samolot na pokładzie którego przybyły do kraju trzy dzwony kościelne, które amerykańscy żołnierze ukradli 117 lat temu. To bardzo ważny symbol dla mieszkańców wysp gdyż symbolizuje jedną z największych masakr, których dopuścili się Amerykanie wobec lokalnej ludności.

Wojna pomiędzy USA i Filipinami jest dzisiaj niemal zapomnianym konfliktem, jest również tą wojną o której Amerykanie wolą nie pamiętać. Była pokłosiem wojny, jaką USA toczyła na końcu XIX wieku z Hiszpanią o niepodległość Kuby. Filipińczycy prowadzili w jej trakcie własne powstanie przeciwko rządom Hiszpanów i udało im się niemal wyrzucić ich z wysp. Współpracowali przy tym z wojskami USA. Niestety kiedy wojna się zakończyła Hiszpania sprzedała prawa do Filipin Amerykanom, a oni – chcąc uzyskać porty dla swojej floty – nie uznali niepodległości Filipin. Napięta sytuacja polityczna zamieniła się w otwarty konflikt, gdy jeden z amerykańskich żołnierzy zastrzelił na skutek nieporozumienia dwóch żołnierzy armii Filipin.

Krwawy konflikt trwał aż do 1913 roku. Amerykanie stracili w nim ok. 6 tysięcy żołnierzy a Filipińczycy 16 tysięcy, zarówno regularnych wojsk jak i partyzantów. Prawdziwą hekatombę przeżyli jednak filipińscy cywile, których według niektórych szacunków mogło zginąć nawet milion. Większość z nich zmarła z powodu wywołanych wojną klęsk głodu i epidemii, ale wielu padło również ofiarą zbrodni wojennych.

Dzwony, które wróciły na Filipiny, zostały zabrane przez Amerykanów z katolickiego kościoła Św. Wawrzyńca w Balangiga. We wrześniu 1901 roku partyzanci z tej wioski zaatakowali kompanię C 9 regimentu piechoty USA gdy żołnierze jedli śniadanie. W ataku zginęli lub zostali ranni niemal wszyscy z 78 amerykańskich żołnierzy. W odpowiedzi amerykanie spalili Balangigę i zabrali dzwony z kościoła – jeden z nich miał rzekomo dać sygnał do ataku. Następnie generał Jacob H. Smith, na rozkaz prezydenta Roosevelta, rozpoczął pacyfikację wyspy Samar. Mieli tego dokonać żołnierze piechoty morskiej pod dowództwem generała Littletona Wallera.

Generał Waller nie miał zamiaru bawić się w humanitaryzm. Wydał swoim ludziom rozkaz strzelania do każdego mężczyzny i dziecka starszego niż 10 lat. Amerykanie mieli palić domy, niszczyć trzody i pola i „zamienić Samar w wyjącą dzicz”. Żołnierze Wallera wywiązali się ze swojego zadania – według niektórych szacunków ich ofiarą mogło paść nawet 50 tysięcy filipińskich cywili. Obydwaj generałowie stanęli potem przed sądem wojskowym, ale Waller został uniewinniony a Smith wykpił się przejściem na emeryturę. Marsz przez Samar, jak zaczęto nazywać tą akcję, na długo zatruł stosunki między oboma narodami.

Mieszkańcy Filipin próbowali odzyskać skradzione dzwony pod koniec lat pięćdziesiątych, jednak próba ta zakończyła się niepowodzeniem. Ponowili wysiłki dopiero w latach dziewięćdziesiątych, kiedy prezydent Fidel Ramos poprosił o ich zwrot Billa Clintona. W odpowiedzi usłyszał, że dzwony są własnością rządu USA, ich zwrot wymagałby specjalnej ustawy kongresu, a kościół katolicki, którego filipińscy biskupi także domagali się zwrotu dzwonów, nie ma tu nic do gadania. Także następcy Clintona, George W. Bush i Barrack Obama, nie chcieli oddać trofeum.

Przełom nastąpił dopiero po szczycie ASEAN (Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej), który w 2017 roku miał miejsce na Filipinach. Szczegóły są niejasne, ale miało do nim dojść do rozmowy pomiędzy sekretarzem obrony Jamesem Mattisem i jego filipińskim odpowiednikiem Delfinem Lorenzana, podczas której podjęto ten temat. Mattis miał później obiecać prezydentowi Rodrigo Duterte, że amerykańska armia odda te dzwony. Co ciekawe zwrot trofeum Marines mocno popierały amerykańskie organizacje weteranów. Ich wysiłki przyniosły sukces gdyż w USA zmieniło się prawo dotyczące zwrotu łupów wojennych dzięki czemu nie potrzebna była zgoda Kongresu.

Prawdziwym powodem zwrotu tych dzwonów była jednak nie dobra wola Amerykanów, a polityczny realizm. Filipiny po okupacji japońskiej i odzyskaniu niepodległości dzięki generałowi McArthurowi stały się ważnym sojusznikiem USA, ale za rządów kontrowersyjnego prezydenta Duterte stosunki uległy znacznemu ochłodzeniu, a on sam zaczął coraz bardziej flirtować z Rosją i Chinami. Spełnienie jego prośby o zwrot dzwonów na pewno zwiększy jego popularność wśród Filipińczyków, ale może także sprawić, że będzie łaskawszym okiem spoglądał na sojusz z USA.

Źródło: Autor: Wiktor Młynarza
Fot.

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij